„Luis Figo stał się najdroższym piłkarzem świata, po tym, jak za 37 milionów funtów zamienił Barcelonę na Real Madryt.” Tak zaczynał się artykuł opublikowany wieczorem, 24 lipca 2000 roku na sportowych podstronach BBC. Ziściło się coś, co wydawało się nieprawdopodobne. Coś, czego nie dopuszczali kibice Barcelony i w co nie wierzyli kibice Realu Madryt.

Ten transfer został zaplanowany znacznie wcześniej, najprawdopodobniej za plecami samego Figo. Ale o tym za chwilę.

– To dla mnie wielki honor móc zaprezentować tak znakomitego piłkarza, jakim jest Luis Figo. Moim zdaniem to najlepszy zawodnik na świecie. Real jest najlepszym klubem, więc to normalne, że sprowadza najlepszego piłkarza – powiedział Florentino Perez.

Embed from Getty Images

– Zajmie mi trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do Luisa Figo w białej koszulce Realu. To facet o niesamowitym talencie. Wybrał to, co uznał najlepsze dla siebie i swojej rodziny. Szanuję jego decyzję – powiedział Josep Guardiola.

W zdecydowanie mniej parlamentarnym nastroju wypowiedział się nowy prezydent Barcelony, Joan Gaspart. – Nie zamierzam robić wielkiego zamieszania. Nie chcę też, żeby brzmiało to jak groźba, ale nigdy tego nie zapomnę. Ktoś, kto nam to zrobił, kiedyś zapłaci za to wysoką cenę – powiedział enigmatycznie.

– Mam nadzieję, że w Realu będę tak samo szczęśliwy jak w Barcelonie. Mam czyste sumienie, dotrzymałem danego słowa. Od początku było dla mnie jasne, że zagram dla Realu. Powrót na Camp Nou będzie trudny. Przepraszam kolegów z drużyny Barcy i jej kibiców, ale ja już czuję się Madridistą – niemal wyszeptał Figo na powitalnej konferencji prasowej.

Luis Figo w Realu – dlaczego tak bardzo zabolało to kibiców Barcelony?

Dla nich Portugalczyk nie był jednym z wielu zawodników. Był kapitanem, klubowym symbolem. Doprowadził do tego własnoręcznie. W 1998 roku, po wygranej w Pucharze Króla, pofarbował nawet włosy na barwy Barcy. Powiedział wtedy, że jego kolorami na zawsze pozostaną czerwony i niebieski.

Kiedy Florentino Perez przed wyborami na prezesa Realu obiecywał sprowadzenie Figo, wszyscy pukali się w czoła. To było mission impossible. Kiedy oficjalnie potwierdzono transfer, nawet kibice Realu byli w totalnym szoku. Było to spektakularne i – z perspektywy czasu – nawet… nielegalne. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że dziś transfer Figo nie miałby prawa dojść do skutku.

Embed from Getty Images

Najbardziej namieszali Perez i agent Portugalczyka – Jose Veiga. Panowie podpisali umowę jeszcze przed wyborem Pereza na nowego prezydenta Realu. Jesli Figo nie zgodziłby się na przeprowadzkę do Madrytu, musiałby zapłacić horrendalną karę – 30 milionów euro. Do dziś nie wiadomo, czy sam Figo był wtajemniczony w zagrywki swojego agenta.

Figo nie był Realowi niezbędny. Kibice też nie byli wniebowzięci jego transferem. Był to czysty pokaz siły. Chcemy więc mamy i niczego nam nie zrobicie. Sam Portugalczyk ponoć nie chciał tego transferu. Mówi się nawet, że błagał prezydenta Barcelony, Joana Gasparta, by ten w jakiś sposób go zatrzymał. Ten był jednak bezsilny. Po latach dokładnie opowiedział swoją wersję wydarzeń.

– Czy mogliśmy coś zrobić? Tak, ale poważnie naruszylibyśmy klubowe finanse, a dobro Barcelony zawsze było dla mnie na pierwszym miejscu. Zagrywka Pereza była genialna, ale niezgodna z prawem. Kiedy Luis opowiedział mi, co się stało, powiedziałem, że to nielegalne i możemy zgłosić sprawę do sądu. Wtedy nie wiedział jeszcze, że jego agent cokolwiek podpisał – opowiedział.

Lata mijają, a transfer Figo pozostaje chyba najbardziej kontrowersyjnym w historii piłki.

Dziewiętnaście lat temu Zinedine Zidane został najdroższym piłkarzem świata