Mamy rok 2005, Liverpool po pamiętnym finale Ligi Mistrzów z „Dudek Dance” na tapecie, sięga po upragnione trofeum. Jednym z najważniejszych piłkarzy tamtej ekipy był boczny obrońca – John Arne Riise. Generalnie gość nie do zajechania, przez całe mecze kursujący jak mały samochodzik.
Po zdobyciu trofeum wybrał się na zasłużone wakacje do rodzinnego Molde. Gdzie najpierw skierował kroki? Do znajomych, żeby świętować sukces? Do babci, żeby podziękować jej za wsparcie? Do władz pierwszego klubu, żeby zrobić kilka pamiątkowych zdjęć z medalem?
Nic z tych. rzeczy. Pierwsze kroki skierował do… restauracji McDonald’s.
Jak to przykładny profesjonalista, skromnie, zamówił zestaw Happy Meal z jabłkiem i zabawką i spokojnie czekał w kolejce na odbiór zamówienia. Sęk w tym, że facet, który mu go podał, był jednym z jego wielu prześladowców z czasów dzieciństwa. Riise nie miał lekko. Wielokrotnie żalił się, że jako dzieciak czuł się jak odrzutek. Nie zapraszano go na imprezy, nie miał powodzenia u dziewczyn. Ucieczką od przygnębiającej rzeczywistości była piłka.
– Nie było w tym nic złego, że robił kanapki w McDonald’s. Żadna praca nie hańbi, ale ja kilka dni wcześniej zdobyłem Ligę Mistrzów. Musiałem go zobaczyć i sprawić, że zrobi mu się chociaż trochę głupio – opowiadał potem.
– Od razu go rozpoznałem, on mnie też. Spojrzał mi w oczy i powiedział: następny proszę. Zachowywałem się normalnie, byłem wyluzowany i uśmiechnięty, ale w duchu powtarzałem sobie: i co powiesz mi teraz? Może to głupie, ale wyszedłem stamtąd szczęśliwszy. Szkoda, że nie widzieliście min moich rodziców, kiedy zobaczyli mnie z torbą z McDonald’s. Żeby nie było – żarcie wyrzuciłem do kosza, bo nie jadam syfu – mówił.
– W szkole nikt mnie nie lubił. Wiecie, byłem strasznie blady, rudy, piegowaty. Ten facet był z nich wszystkich najgorszy.
Po odejściu z Liverpoolu w 2008 roku, Riise otworzył piłkarskie biuro podróży. Zaczął od angielskiego Fulham, ale potem zawitał też na Cypr, a karierę zakończył w Indiach.
Dziś wciąż kręci się wokół piłki, chociaż raczej na jej peryferiach. W tamtym roku przez chwilę był dyrektorem sportowym maltańskiej Birkirkary. Kilka dni temu natomiast został trenerem czwartoligowego norweskiego Flint Fotball.
Dzień, w którym Steven Gerrard postanowił odejść z Liverpoolu