To był mecz, przy którym mimo ogromnego żalu i rozczarowania poprzednimi spotkaniami, zasiadły miliony Polaków. Wiedzieliśmy, że już nic z tego nie będzie. Jerzy Engel już wiedział, że jednak nie musi golić wąsów. To miał być ostatni akord na wyśnionym przez Polaków mundialu w Korei i Japonii. I o ile spotkania z Koreą Południową i Portugalią były okropnie sfałszowane, o tyle z USA zmiennicy zagrali jak z nut. 

Selekcjoner Jerzy Engel najwyraźniej uznał, że w sumie to nie ma nic do stracenia. I wstawił pięciu nowych piłkarzy, którzy chyba sami nie spodziewali się takiej nobilitacji. Zresztą, sytuację tę świetnie przedstawił Maciej Maleńczuk w piosence z tamtej epoki.

W akcie skruchy desperacji i rozpaczy
Treneiro wstawia pięciu nowych graczy
W trzecim meczu z Amerykaneiros
Wchodzi pięciu rezerwowych bohateiros

„Mundialeiro”

Embed from Getty Images

Dla Amerykanów nie był to mecz o pietruszkę. Ostatecznie awansowali do kolejnej fazy, ale gdyby Portugalczycy przegrali z Koreą Południową, przegrana z Polską oznaczałaby dla nich koniec azjatyckiej przygody. Grali na maksa.

Polacy byli jednak znacznie lepsi. Grali na totalnym luzie, jakby z ich pleców zniknęły 30-kilogramowe plecaki. W spotkanie weszli z buta. Trzecia minuta? Olisadebe. Piąta? Kryszałowicz. Potem jeszcze bramka rezerwowego Marcina Żewłakowa. Ba, mogło być jeszcze wyżej, gdyby rzut karny wykorzystał młody Maciej Żurawski. Ostatecznie skończyło się 3:1.

Na pewno spóźniony finisz biało-czerwonych. Radość przez łzy – tak można powiedzieć, bo żegnamy się, wygrywając, bo żegnamy się, strzelając bramki. (…) Wiem, że dziś nie będzie brakowało prześmiewców, szyderców. Co z tego, skoro i tak wracamy do domu. Lepiej tak niż wracać do tego domu bez strzelenia bramki.

– Dariusz Szpakowski po końcowym gwizdku

Wtedy padło pytanie, które powtarzano w kolejnych turniejach. Dlaczego odpalili tak późno? Dlaczego pokazali, co potrafią, dopiero w meczu bez stawki?

Na koniec polityczna anegdota z tamtego dnia.

Ówczesny minister gospodarki – Jacek Piechota – przed meczem spotkał się z grupą totalnie wyprowadzonych z równowagi pracowników stoczni. Powód? Obwieszczenie, że 3000 z nich straci pracę. Piechota został obrzucony zgniłymi jajami i ukrył się w biurze. Kiedy wrócił, oznajmił tłumowi, że Polska właśnie wygrywa 2:0 z USA na mistrzostwach świata. Dzięki temu okrzyki typu „zdrajcy!” zastąpiły radosne wiwaty.

Mimo, że było to spotkanie tylko na otarcie łez, to z autopsji pamiętamy, że dało Polakom masę pozytywnych emocji. Byliśmy cholernie dumni, że chociaż Amerykańcom udało się utrzeć nosa.