W 1996 roku Pierre van Hooijdonk był już piłkarzem o określonej renomie. Miał 27 lat, kilka goli w reprezentacji Holandii świetne sezony w Holandii i miano największej gwiazdy Celtiku. Po sezonie 1995-96, kiedy zaliczył aż 26 trafień, zażądał wyższego kontraktu. Wtedy wypowiedział słowa, które ciągnęły się za nim aż do końca kariery. Słowa, za które kibice Celtiku – klubu wywodzącego się przecież z klasy robotniczej – na zawsze stracili do niego dawną sympatię.
Od czasu transferu z NAC Breda Van Hooijdoonk był ich ulubieńcem i bohaterem. W pierwszej rundzie zdobył tylko cztery trafienia, ale kolejny sezon – jedyny pełny w Celtiku – to już wspomniane 26 goli. Swoją drogą – to był niesamowity sezon w lidze szkockiej. Celtic przegrał jedno(!) spotkanie przez całe rozgrywki, a mimo to zajął drugie miejsce w tabeli, cztery punkty za Rangersami.
Kiedy Van Hooijdonk poprosił o podwyżkę, kibice stanęli za nim murem. Nie chcieli stracić wyjątkowego snajpera, który był ich ulubieńcem i jednocześnie dawał nadzieję na lepszą przyszłość.
Negocjacje między piłkarzem a klubem były jednak długie i nie zakończyły się happy endem. Ostateczna ofertą Celtiku? Tygodniówka na poziomie 7 tys. funtów. Z dzisiejszej perspektywy dość zabawna, bo tyle zarabia przeciętny piłkarz naszej Ekstraklasy, ale wtedy w lidze szkockiej były to naprawdę spore pieniądze. Nie trudno domyślić się, że dla przeciętnego, ciężko pracującego kibica Celticu – istna fortuna.
Tymczasem Van Hooijdoonk – niestety – zabrał głos w mediach.
– Siedem tysięcy tygodniowo? To pensja, która być może wystarczyłaby bezdomnemu, ale na pewno nie międzynarodowej klasy napastnikowi – powiedział, wywołując istne tornado.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Sympatia kibiców prysła. W klubie również traktowano go inaczej. Nie zmieniło się jedno – wciąż grał i zdobywał bramki, ale już nie przy tak gromkich brawach jak zwykle. Jego odejście było nieuniknione. Stało się to w marcu 1997 roku.
„Notthingham Forest wydało na 27-letniego Holendra 4,5 miliona funtów. Ten przez ostatnie sześć miesięcy uwikłany był w gorzki i zacięty spór z władzami swojego byłego klubu – Celticu.
– „THE INDEPENDENT”, 11 marca 1997
W ekipie Forest Van Hooijdonk miał pełnić rolę supermana, który w cudowny sposób uratuje zasłużony klub przed spadkiem z Premier League. Niestety, z ośmiu meczów, które rozegrał od deski do deski, wygrał… okrągłe zero. Skończył z jedną bramką, a Forest spadło z miejsca siedemnastego na dwudzieste i zleciało z ligi.