Na początku lipca 2003 roku całą piłkarską Anglią wstrząsnęła zaskakująca wiadomość. 36-letni rosyjski miliarder – Roman Abramowicz – po długich i intensywnych negocjacjach, za 140 milionów funtów kupił Chelsea. Od początku było wiadomo, że jego plany będą mocarne, ale słusznie chciał zatrzymać trzon klubu. W tym jego największą gwiazdę – Gianfranco Zolę. Włoch jednak zagrał mu na nosie. 

Abramowicz nawet nie czarował, że kiedykolwiek kibicował Chelsea. Po prostu mieli najciekawszą ofertę sprzedaży klubu. Wcześniej próbował przejąć chociażby Manchester United. The Blues byli tani, ale niebywale zadłużeni. 

Kiedy Abramowicz przejmował Chelsea, był przekonany, że Zola zdążył podpisać nowy kontrakt. Niestety, kilka dni wcześniej zdecydował się na powrót do ojczyzny. Nie był już najmłodszy. Ba, na jego karku ciążyło niemal 37 lat, ale w sezonie 2002-03 strzelił najwięcej bramek odkąd grał dla The Blues – 14. Nic dziwnego, że Abramowicz nie chciał się go pozbywać. Był przecież jednym z symboli klubu. 

Embed from Getty Images

Problem polegał na tym, że Zola zdążył już dać słowo Cagliari. Klubowi z Sardynii, swojej rodzinnej wyspy. Abramowicz nie odpuszczał. 

Dobę po tym, jak Zola podpisał kontrakt we Włoszech, Chelsea złożyła ofertę… jego odkupu. 

– Abramowicz wysłał do klubu faks z ofertą kontraktu dla Zoli. Proponował mu 3 miliony funtów rocznie. Poważnie, widziałem to na własne oczy. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, wysłał kolejną propozycję. Oferował mi milion funtów za odstąpienie od umowy z Zolą, ale odmówiłem – wspominał ówczesny właściciel Cagliari, Massimo Cellino. 

Desperacja Abramowicza sięgała zenitu. Ba, sięgała ponad zenit, o czym swiadczy jego ostatnia oferta, przewidująca… odkupienie całego Cagliari. Rosyjski oligarcha po raz kolejny odbił się od ściany. 

Embed from Getty Images

Zola nawet się nie zastanawiał. Nie wyobrażał sobie wywinięcia takiego numeru. Nie chciał popsuć swojej reputacji na rodzinnej wyspie. Zrezygnował z milionów w Premier League i świadomie wybrał grę we włoskiej drugiej lidze. 

– Po tylu latach spędzonych za granicą chciałbym zrobić coś dla – jakby to ując – swoich ludzi, swojego społeczeństwa, na swojej ziemi. To region, w którym nigdy nie byliśmy bogaci, nigdy nie byliśmy specjalnie doceniani. Chciałbym dać tym ludziom radość, tak, jak robiłem to dla kibiców w Londynie. Jeśli się uda – będę spełnionym piłkarzem i człowiekiem – mówił zaraz po transferze. 

Cagliari było typowym, drugoligowym średniakiem. Nikt nie wierzył w ich awans do Serie A, ale Zola najwidoczniej przyniósł im szczęście. No i trochę bramek. Dokładnie czternaście. Dziewiętnaście kolejnych dorzucił rewelacyjny David Suazo i Cagliari totalnie niespodziewanie cieszyło się z promocji. 

Embed from Getty Images

W sezonie 2004-05 Zola – w wieku 38 lat, po siedmiu latach przerwy, wrócił na boiska Serie A. 

Sezon zakończył z dziewięcioma trafieniami, a Cagliari spokojnie utrzymało się w lidze. Najpiękniejsza i najważniejsza bramka? Na pewno ta z Juventusem na sardyńskim Sant’Elia. 

Wyobrażacie sobie?

Porzucacie miliony w Anglii dla gry w rodzinnych stronach, za nieporównywalnie mniejsze pieniądze. Wybieracie lojalność, honor, wygrywa lokalny patriotyzm. Najpierw nieoczekiwanie wywalczacie awans do Serie A, a później – w wieku 38 lat – strzelacie gola naszpikowanemu gwiazdami mocarnemu Juventusowi. Do tego przed własną publiką.

Takiego scenariusza nie powstydziłby się Steven Spielberg. Obejrzyjcie film poniżej. Ciary gwarantowane.

Nie jesteśmy Zolą, ale zdaje się, że dla tej bramki, dla tej chwili, warto było odpuścić patrodolary Abramowicza. Zrezygnował z pieniędzy, zyskał dozgonny szacunek.