W życiu sportowca jest wiele pięknych chwil. Szczególnie w życiu sportowca, który jest arcymistrzem w swoim fachu, jak na przykład Alessandro Del Piero. Są jednak chwile symboliczne, wyjątkowe, które mimo faktu swojej niematerialności, można postawić w jednym rzędzie z najcenniejszymi trofeami.
Dla Juventusu sezon 2008/09 był wyjątkowy. Był pierwszym w Lidze Mistrzów po karnej degradacji do Serie B. Stara Dama dała jasny sygnał – upadliśmy, ale powstajemy, otrzepujemy kurz z kolan i wracamy do poważnej gry.
Los był dla nich łaskawy. W fazie grupowej trafili na Zenit St. Petersburg, BATE Borysów i Real Madryt. Del Piero, mimo coraz cięższego bagażu upływających lat, brylował jak za starych dobrych czasów. W pierwszej serii spotkań zdobył dwie bramki w trzech meczach. Jedną z nich zapakował Ikerowi Casillasowi na Stadio Olimpico di Torino. W kolejnej kolejce przyszedł czas na wizytę na majestatycznym Estadio Santiago Bernabeu.
Może nie był to najlepszy Real Madryt w historii, ale miał przynajmniej kilku piłkarzy klasy światowej. Wspomniany Casillas, Raul, Ruud van Nistelrooy… Tamtego wieczora, piątego listopada 2008 roku, kibice Królewskich z krzeseł podnieśli się jednak tylko raz. Podnieśli się po to, żeby podziękować 34-letniemu Włochowi, który chwilę wcześniej strzelił ich drużynie dwie bramki.
W 90. minucie, kiedy w zasadzie wszystko było jasne, trener Claudio Ranieri zdecydował się zdjąć Del Piero i wpuścić młodziutkiego Paolo De Ceglie. I wtedy wydarzyło się to.
– Kiedy zacząłem schodzić z boiska i zobaczyłem, że cały stadion wstał i klaszcze, zadałem sobie pytanie: cholera, czy oni oklaskują mnie? To był wyjątkowy moment. Coś takiego na terenie rywala jest czymś niesamowitym, tym bardziej na terenie rywala tak wielkiego jak Real Madryt. Ta owacja na stojąco była jak zdobycie trofeum – wspominał później.
Zdarzenie to pokazuje, jak wielką postacią był Del Piero. Jak bardzo nie dało się go nienawidzić, nawet w momencie, kiedy upokarzał Twój ukochany klub.