Najdroższy piłkarz świata. Jeden z największych transferowych niewypałów w historii. Stawiany w jednym szeregu z największymi brazylijskimi gwiazdami, który w wieku 23 lat wylądował w hiszpańskiej drugiej lidze. 62-krotny reprezentant Brazylii, który dziś pozostaje wyłącznie ciekawostką. Denilson. 

Mamy rok 2010. W Grecji kompletny szok. Kavala, w której ataku gra polski superduet Sosin-Smolarek, sprowadza byłego mistrza świata, podpisując 2,5-letni kontrakt z Denilsonem. Kibice są w ekstazie. Spodziewają się, że mimo szmatu czasu, które upłynęły od jego ostatnich sukcesów, wzniesie ich klub na wyżyny. Sam Brazylijczyk ma jednak inny plan. Zamiast boiska wybiera greckie kluby – bynajmniej nie te sportowe – które szybko okrzyknęły go swoim królem. W Kavali pojawił się na dwóch treningach i nawet nie zadebiutował w oficjalnym spotkaniu.

Rok 1998. Denilson jest jednym z najbardziej rozchwytywanych piłkarzy na świecie. Marzy o nim każdy wielki klub w Europie. Oficjalne zapytania do Sao Paulo wysyłają Manchester United, Real Madryt czy Barcelona. Wszyscy spadają z krzeseł, kiedy okazuje się, że oferty gigantów przebija hiszpański średniak – Real Betis.

W siedzibach europejskich gigantów konsternacja. Właściciel klubu z Sewilli wykłada kosmiczne – jak na tamte czasy – 31,5 miliona euro, bijąc transferowy rekord wszech czasów. Stoi za nim ekscentryczny właściciel Betisu, Manuel Ruiz de Lopera. Nie liczył się z pieniędzmi, nie potraktował tego transferu biznesowo. On po prostu chciał Denilsona i był w stanie zrobić absolutnie wszystko, żeby to marzenie spełnić. Dopiero później okazało się, że robił to nielegalnie, za pieniądze z własnych biznesów.

Embed from Getty Images

Przeczytajcie, co o tym transferze pisało wówczas brytyjskie „The Independent”.

„Zwykle to wielkie kluby, takie jak Inter, Barcelona czy Real, wyłapują talenty pokroju Denilsona. Betis postawił wszystko na jedną kartę. Wydali masę pieniędzy, ale dostali ogromny talent, ograny na najwyższym poziomie. Zdaniem Ronaldo to Denilson będzie największą gwiazdą mundialu we Francji.”

Problem w tym, że w momencie podpisania kontraktu z Betisem, przestał być chłopakiem z Sao Paolo. Z prostego gościa, który grał na fantazji i niczym specjalnie się nie przejmował, stał się zawodnikiem, od którego oczekiwano cudów. Podczas mundialu w 1998 roku nie błyszczał. Nie pasował do taktyki trenera Zagallo. Co prawda zdobył dwie asysty, zagrał nawet w finale, ale przyćmiły go inne nazwiska. Cztery lata później, w Korei i Japonii, gdzie Brazylia sięgnęła po złoto, był już tylko tłem. Wtedy też pożegnał się z Canarinhos, rozgrywając ostatnie mecze w narodowych barwach.

Wróćmy jednak do roku 1998 i jego transferu. Z Betisem związał się… dziesięcioletnim kontraktem. Kompletne szaleństwo. Za kasę z transferu Sao Paolo mogło gruntownie wyremontować swój stadion. Na początku był hype. Masa wywiadów, zdjęć, tysiące kibiców na prezentacji. Przez Sevillę przeszła denilsonomania, która zaczęła cichnąć już po pierwszych meczach. Betis nie wygrał żadnej z czterech otwierających kolejek. Mało tego: przerżnął też z Velje w Pucharze UEFA, a Denilson grał po prostu słabo.

Embed from Getty Images

Pierwszą bramkę zdobył dopiero w lutym, ale prawdziwą katastrofą okazał się dopiero drugi sezon. Klub, który miał w składzie najdroższego piłkarza w historii, spadł z Primera Division.

– Betis chciał walczyć o mistrzostwo i klub zainwestował wiele, by to osiągnąć. Oczywiście, wiedziałem, że zapłacili mnóstwo za mnie, ale cała łatka „najdroższy piłkarz świata” wymknęła się spod kontroli. Ludzie nagle myśleli, że przyjdę i zostanę królem strzelców. Ta łatka nie pomagała. To był okropny moment. Gdy patrzę wstecz, czuję się zdradzony. Wtedy nauczyłem się na czym polega ten biznes i jak trzeba mieć ograniczone zaufanie – mówił po latach.

Embed from Getty Images

Po dwóch sezonach wrócił do Brazylii, zostając wypożyczonym do Flamengo. Nie, to nie tak, że był za słaby na drugą ligę. Betisu nie było stać na utrzymywanie tak drogiego piłkarza, musieli zejść z kosztów. Problem w tym, że w Brazylii też nie płacili i Denilson wrócił na zaplecze Primera Division i pomógł w awansie, chociaż i tak nie był jakimś mega kozakiem.

Betis się odrodził. Wygrał Puchar Hiszpanii, zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, ale Denilson był tylko tłem dla pozostałych piłkarzy. W 2005 roku, kiedy do końca jego kontraktu zostały jeszcze trzy sezony, został oddany za darmo do Bordeaux. Ci z kolei, przytłoczeni jego zarobkami, oddali go do Al-Nassr.

Podkreślmy, bo to super oddaje absurd tej sytuacji – w swoim czasie najdroższy piłkarz świata w wieku 28 lat wylądował w Arabii Saudyjskiej.

Embed from Getty Images

Potem – przed wspomnianą na początku Grecją – były jeszcze MLS, Brazylia czy… Wietnam. W Azji podpisał bajoński kontrakt. Miał zarabiać 4,5 miliona dolarów rocznie. Skończyło się na jednym występie i jednej bramce. Po trzech tygodniach doznał kontuzji, spakował się i wyjechał. W kolejnych klubach grał mało, albo w ogóle, ale – jadąc na nazwisku – wszędzie był jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy.

Dlaczego nie wypalił? Dziś możemy powiedzieć, że głównie przez szereg decyzji, które bardziej niż harmonijny rozwój, dbały o stan jego konta bankowego. Po karierze był komentatorem w jednej z brazylijskich telewizji. Cztery lata temu został też ambasadorem strony, na której można popykać w pokera. Co ciekawe, w Brazylii do dziś jest gwiazdą. Jego konto na Instagramie siedzi ponad pięć milionów osób. Generalnie – mimo wielu wykolejeń – chyba nie wiedzie mu się najgorzej.