Końcówka października 2003. Arsenal gra z trzecioligowym Rotherham United w Curling Cup. W tunelu prowadzącym na boisko na Highbury, w jednym rzędzie z takimi sławami jak Sylvain Wiltord czy Nwankwo Kanu, ustawia się stremowany 16-latek. Jeszcze niedawno junior w Barcelonie, dziś w wyjściowym składzie The Gunners. Jest nim Francesc Fabregas Soler. 

Spotkanie kończy się remisem i wygraną po morderczej serii rzutów karnych, w których Arsenal triumfuje 9:8. Fabregasa już nie było na boisku. Na pewno schodził z niego dumny, z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku, na pięć minut przed końcem. Przeciwnicy wyrównali w ostatnich sekundach.

– Boss sprowadził w tamtym czasie wielu młodych zawodników. Polityka była jasna. Jeśli jesteś wystarczająco dobry, dostaniesz szansę gry. Wzięliśmy też tego nastolatka z Barcelony, o którym nikt z nas wcześniej nie słyszał. Byliśmy zaskoczeni, że już od pierwszego dnia w Arsenalu trenował z pierwszą drużyną. Wielu angielskich chłopaków z akademii było mocno wkurzonych. Poczuli się niedocenieni. Pytali mnie: jaki jest ten Hiszpan? Czy rzeczywiście tak dobry, że nie trenuje z resztą akademii? A ja musiałem łamać im serca. „Panowie, to gość, który stanie się arcymistrzem.” Naprawdę, już jako szesnastolatek, miał piłkarski mózg kilometry przed rówieśnikami – wspomina Graham Stack, który w tym samym meczu debiutował w bramce Arsenalu.

Nastoletni Fabregas w barwach Barcelony

Ani Stack, ani inni piłkarze nie musieli o nim słyszeć, ale Fabregas nie był anonimowy. Jego nazwisko rozpalało do czerwoności notesy skautów i dyrektorów sportowych największych klubów. Kilka miesięcy wcześniej zakasował Mistrzostwa Świata U-17 w Finlandii, gdzie zdobył sześć bramek, został najlepszym piłkarzem i najlepszym strzelcem.

– To playmaker. Ktoś z naprawdę wielką wizją gry. Ma wszystko, żeby zostać piłkarskim gigantem – chwalił go Arsene Wenger, moment po podpisaniu kontraktu.

Przyznacie – trzeba było naprawdę mnóstwo odwagi, żeby w wieku 16 lat opuścić dom, ukochany klub i zamienić Barcelonę na Londyn. Dalece nieoczywista decyzja. Już wtedy był w gronie największych hiszpańskich talentów. W jednym z juniorskich sezonów zdobył nawet 30 bramek, ale na Camp Nou nie widział przyszłości. W Barcelonie był jednym z wielu, a Arsene Wenger i Arsenal potraktowali go z wyjątkową estymą. Zaproponowali zawodowy kontrakt i obietnicę szybkiego debiutu w pierwszym zespole.

Wiele lat później o szczegółach transferu opowiedział sam Cesc.

– Mój agent powiedział, że o spotkanie poprosił szef skautów Arsenalu – Francis Cagigao. Zobaczyliśmy się w hotelu w Barcelonie. Wyjaśnił mi sytuację, perspektywę. Zaskoczyło mnie to, że wiedział o mnie absolutnie wszystko. Byłem w szoku. Miałem przecież dopiero 15 lat. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potem zaprosił mnie i rodziców do Londynu. Mieliśmy spotkać się z Arsene Wengerem. „Czy Ty mówisz poważnie?” – pomyślałem. Dla mnie, nastoletniego chłopaka, to była kompletna abstrakcja.

16-letni Fabregas podczas debiutu z Rotherham United

Nieco ponad miesiąc po wspomnianym na początku debiucie, Arsenal w kolejnej fazie EFL Cup grał z Wolverhampton. Młody Fabregas znów wybiegł w wyjściowej jedenastce. Kanonierzy wygrali 5:1, a on zdobył jedną z bramek, stając się najmłodszym strzelcem Arsenalu w historii. Niedługo później na Highbury śpiewano już:

„He’s only seventeen, he’s better than Roy Keane”

 

Golem zaskoczony chyba był sam komentator, który zrobił z niego… Fabrice’a Fabregasa. Co ciekawe, jednym z piłkarzy, którzy cieszyli się z jego pierwszej bramki, był Michal Papadopulos. Dziś Czech jest piłkarzem… Korony Kielce. Strata Fabregasa była dla Barcelony szokiem i ogromnym ciosem. Nie tylko stracili jeden z największych talentów na świecie, ale przede wszystkim przyjęli wizerunkowy policzek. Na Camp Nou poprzysięgli, że podobna sytuacja więcej się nie powtórzy.