Kiedy w lipcu 2006 roku Vincenzo Iaquinta wznosił Puchar Świata, nie mógł spodziewać się, że dziewięć lat później będzie grozić mu więzienie. Czas mija, a on broni się przed tym do dziś. Jak to się stało, że mistrz świata w pierwszej instancji został skazany na dwa lata więzienia i jest podejrzany o współpracę z mafią?
– Jesteście śmieszni. Śmieszni! Cały świat dowie się o tym, co zrobiliście! Jesteśmy niewinni. Wstyd! Zniszczyli mi życie, rodzinę, zniszczyli mi wszystko, a niczego nie zrobiłem! Dlatego, że jestem z Kalabrii? Z ’Ndranghetą nie mamy nic wspólnego. Nic! Mówicie, że prawo jest równe dla wszystkich, a to gówno prawda!
Dokładnie z tymi słowami na ustach z sądu w Reggio Emilia wyszedł Vincenzo Iaquinta – dziś obchodzący 41. urodziny. Krzyczał najpierw na prokuratora odczytującego wyrok, a potem w kierunku dziennikarzy, którzy czekali na niego pod gmachem. Czekali na mistrza świata z wyrokiem dwuletniego więzienia i jego ojcem, który dostał dziewiętnaście.
Ponad dekadę wcześniej Vincenzo jest jednym z tych, którzy dają włoskiemu narodowi nadzieję i powód do dumy. Po aferach, po hańbach, wreszcie po słynnym „Calciopoli”, zdobyli mistrzostwo świata na mundialu w Niemczech. W pamiętnym finale z Francją w 61. minucie Iaquinta z numerem piętnaście zastąpił Simone Perrottę i został na boisku do samego końca. Do karnych, po których mógł cieszyć się z pucharem.
Co się stało, że już jako piłkarski emeryt ponownie trafił na okładki gazet? Tym razem zamiast Del Piero czy Tottiego w towarzystwie ojca i śmietanki ’Ndranghety, uznawanej za najbardziej niebezpieczną włoską organizację przestępczą?
Jakiś czas temu udzielił wywiadu popularnemu włoskiemu programowi „Le Iene”.
– Do tej pory wierzyłem w sprawiedliwość, ale dość tego. Jestem tym zmęczony. Moje dzieci ciągle płaczą. Moja matka od czterech lat leczy się na raka. Ci ludzie mają serca, czy nie? Jestem z Cutro, z Kalabrii, więc muszę być też mafiosą. Kropka. Z ’Ndranghetą nie mam nic wspólnego. Patrz, nawet kiedy wymawiam tę nazwę, trzęsą mi się ręce. Boję się jej – zaczyna rozmowę.
Cutro to niewielka, 10-tysięczna mieścinka na południu Włoch. To tam urodził się i wychowywał Vincenzo Iaquinta z rodziną. Pech chciał, że również tam rezyduje rodzina Grande Aracri – szefowie ’Ndranghety. Ale od początku.
Vincenzo uważa, że jest niewinny. Policja musiała mieć jednak powód do tego, żeby go zatrzymać i postawić jakiekolwiek zarzuty. I rzeczywiście – miał dwa legalnie zakupione pistolety. Smith & Wesson kaliber 357 oraz Kel-tec kaliber 7.65 Browning w komplecie ze 126 pociskami.
– Jestem rozpoznawaną osobą i bałem się o swoje bezpieczeństwo. Poza tym lubiłem chodzić na strzelnicę – tłumaczył podczas procesu.
Samo posiadanie broni – jeśli ma się na nią zezwolenie – nie było problemem, ale pistolety – jakimś cudem – trafiły do domu jego ojca, Giuseppe, o czym panowie nie powiadomili władz. Iaquinta senior nie mógł mieć broni. Był objęty dozorem policyjnym spowodowanym częstymi kontaktami z mafią. Jadał z nimi obiady, rozmawiał na ulicy. Mało tego. Był nawet na ślubie córki bossa 'Ndranghety. Panem młodym był jego bratanek, kuzyn Vincenzo.
Podczas procesu światło dzienne ujrzały też zdjęcia z imprezy w rodzinnym domu Iaquintów. A na nich roześmiany, wyluzowany Vincenzo, jego ojciec i… Nicolino Grande Aracri – szef 'Ndranghety.
– Jasne, że znam te osoby. Cutro to małe miasto, wszyscy się znamy, ale czy to czyni mnie 'Ndranghetistą? Żartujecie sobie? Byli u mnie w domu, przyszli się przywitać. Wiedzieli, że mnie tam znajdą. Widziałem, że robią zdjęcie, wrzucili je na Facebooka, a potem czytam, że było to tajne posiedzenie mafii. Jasne, w samo południe, z dzieciakami, upublicznione na Facebooku. Rzeczywiście, niesamowicie tajne – mówi 40-krotny reprezentant Włoch.
Ojciec Iaquinty – zdaniem sądu – od lat miał być powiązany z mafią. Był znany w okolicy, nie tylko dlatego, że miał sławnego syna. Jego firma budowlana – Iaquinta Costruzioni – była jednym z miejscowych potentatów. Wygrywała dużo przetargów, prowadziła roboty w sektorze publicznym. Aż do 2012 roku, kiedy została wpisana na czarną listę i odsunięta od państwowych inwestycji.
To też ciekawe. Świadkowie w procesie zeznali, że Iaquinta przez część kariery był ciągnięty za uszy właśnie przez przyjaciół z 'Ndranghety. Ci mieli wpychać go do reprezentacji, jak i naciskać na to, żeby trenerzy Udinese, później Juventusu, wystawiali w pierwszym składzie albo pozwalali odejść do innego klubu. W zamian Vincenzo miał nagradzać członków gangu koszulkami czy innymi gadżetami. Sam piłkarz uznał to za najbardziej obrzydliwe zarzuty, jakie kiedykolwiek słyszał.
– Byłem pewien, że mój ojciec zostanie wypuszczony, ale nie. Dostał dziewiętnaście lat za to, że poszedł z kimś na obiad i był na ślubie syna bossa mafii. To straszne, co oni nam zrobili – mówi niemal płacząc.
– Kiedyś, podczas wycieczki z dzieciakami, zatrzymaliśmy się, żeby zjeść coś w McDonald’s. Kasjerka mnie rozpoznała i krzyknęła: wow, Vincenzo Iaquinta! A koleś, który zmywał naczynia, zawołał na głos: ten mafiozo? Moje dzieci to słyszały. Skazano 119 osób, a wszyscy mówili tylko o Iaquincie i jego ojcu. To są właśnie Włochy. Kraj, dla którego zdobyłem mistrzostwo świata, zrujnował mnie i moją rodzinę. Wszystko na co pracowałem, legło w gruzach, a teraz będę walczył o udowodnienie niewinności mojego ojca. Choćbym miał zginąć.
Jego matka zmarła kilka miesięcy po procesie. Sam Iaquinta – któremu na początku groziło sześć lat więzienia – został oczyszczony z zarzutów współpracy z mafią. Za przekazanie broni grozi mu wyrok w zawieszeniu. Gorzej wdepnął jego ojciec, przed którym 19 lat pozbawienia wolności. Prawnicy składają kolejne apelacje, ale zarzuty są poważne – strategiczny udział w organizacji przestępczej.
Sprawa ciągnie się do dziś. Ojciec w areszcie i syn na wolności wciąż walczą o uniewinnienie, ewentualnie łagodne wyroki w zawieszeniu. Końca sprawy jednak nie widać.
Christian Vieri – od najdroższego piłkarza świata, po… 1500 euro na rękę