Robinho miał ogromny talent. Co do tego nie ma wątpliwości. Jednak zamiast w szeregu z Ronaldo, Ronaldinho, Pele czy Garrinchą dziś powinien stać w szeregu na… zbiórce pod celą. Jak można było zmarnować tak gigantyczny dar i wylądować na dnie?

Rok 2002. Santos po raz pierwszy od czasów Pele sięga po mistrzostwo Brazylii. Na tapecie dwóch nastolatków – bardziej ułożony Diego i kompletnie pokręcony Robinho. Brazylijskie media go uwielbiają. Był dla nich zalążkiem tego, co kilka lat później zrobili z Neymarem. Nawet sam Pele określił go jako swojego następcę nowego króla futbolu (tak, podobnie jak Freddy’ego Adu…).

Trzy lata później nastroje nie były już tak szampańskie. Robinho podpisał kontrakt do 2008 roku, ale nie miał zamiaru zostać w Brazylii ani tygodnia dłużej. Postawił więc Santosowi ultimatum – albo sprzedajecie mnie teraz i zarabiacie kupę pieniędzy, albo nie sprzedajecie mnie w ogóle i w 2008 roku odchodzę za darmo. Po powrocie z Pucharu Konfederacji ogłosił protest, opuszczając dwanaście treningów i trzy mecze.

W klubie obiecano, że wysłuchają ofert. W grze o nowego boga futbolu pozostał tylko Real Madryt. Lista zainteresowanych rzecz jasna była dłuższa, ale PSV Eindhoven i Benfica odpadły w przedbiegach.

Robinho w Realu Madryt

Królewscy ostatecznie zapłacili 60 procent klauzuli jego wykupu (30 milionów dolarów), a sam Robinho zrzekł się pozostałej części – 20 milionów dolarów. Determinacja o wyjeździe do Madrytu była więc przeogromna. W ojczyźnie czuł się coraz gorzej, tym bardziej, że jakiś czas wcześniej doszło do… porwania jego matki. W Realu został zatrudniony też brazylijski trener – Vanderlei Luxemburgo – który miał ułatwić młodemu drogę na szczyt.

Embed from Getty Images

– Dzisiaj przedstawimy jednego z największych graczy na świecie – powiedział prezydent Realu – Florentino Perez – na wstępie jego prezentacji, która przyciągnęła podobną ilość kibiców, co ta Davida Beckhama.

Wejście do ekipy Królewskich miał najlepsze z możliwych. W spotkaniu z Cadiz wszedł z ławki, zmieniając Thomasa Gravesena i wniósł na boisko mnóstwo świeżości, przyczyniając się do wygranej rzutem na taśmę.

 

Chwalił go nawet sam – zwykle oszczędny w słowach – Zinedine Zidane.

– Jest mocny. Jest fenomenalny. To, w jaki sposób gra w wieku zaledwie 21 lat, jest imponujące – powiedział po jego debiucie.

Dwanaście lat później Brazylijczyk wrócił do domu. Z miejsca trafił na pierwsze strony gazet po tym, jak otrzymał dziewięcioletni wyrok więzienia za zbiorowy gwałt, którego miał dopuścić się w 2013 roku. Był wtedy piłkarzem AC Milan.

Kiedy nie miał jeszcze 25 lat, postanowił wywrócić karierę do góry nogami. Zadeklarował chęć dołączenia do Chelsea, ale to Manchester City zgarnął go za rekordową kwotę 40 milionów euro w ostatnich godzinach okienka transferowego.

Robinho i Manchester City – wpadka na „dzień dobry”

Z nowym klubem przywitał się w… niecodziennym stylu. O swoim transferze powiedział: „ostatniego dnia Chelsea złożyła świetną ofertę, a ja ją przyjąłem”, myląc dwa angielskie kluby. – Masz na myśli Manchester, prawda? – zapytał dziennikarz. „Tak Manchester, przepraszam!”, poprawił się.

Embed from Getty Images

Dobre występy w jego pierwszym sezonie w Manchesterze nie wystarczyły, aby udobruchać kibiców po wstępnej wtopie. W ciągu dwóch lat klub nie wygrał niczego pomimo gigantycznych ambicji. Co gorsza, we wrześniu 2009 roku Robinho doznał kontuzji kostki. Opuścił trzy miesiące rywalizacji, po powrocie usiadł na ławce, a potem poprosił o transfer. Przez Santos trafił do Milanu, ale to był jego ostatni epizod w wielkiej piłce.

„Nowy Pelé” miał dopiero 30 lat. Wędrował od Santos do Guangzhou (Chiny), w końcu wylądował w Atletico Mineiro w 2016 roku, po czym znów wrócił do Europy, grając w Turcji.

Od swoich 25. urodzin Robinho zdobył tylko jeden ważny tytuł – Serie A 2011 z Milanem. Co słychać u niego dziś? Oprócz tego, że ciąży na nim wyrok długoletniego więzienia, chyba wszystko w porządku. W każdym razie wygląda na szczęśliwego bardziej niż przeciętny skazany za gwałt. 

Dlaczego unika kary? To bardzo proste. Przebywa w ojczystej Brazylii, a skazał go sąd we Włoszech. Kraj Kawy nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli. Dopóki Robinho pozostanie tam, gdzie jest, dopóty nic mu nie grozi.

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Robinho (@robinho)

Pablo Garcia – najmniej galaktyczny pośród Galacticos