24 kwietnia 1996 roku, Kadrioru Staadion, Tallinn. Spotkanie towarzyskie Estonii z Islandią. Paskudna pogoda nie zachęciła do przyjścia na stadion. Na trybunach ledwie kilkuset śmiałków. W 64. minucie do linii bocznej podchodzi blondwłosy 17-latek z trzynastką na plecach. Osiemnastka stuknie mu dopiero kilka miesięcy później. Sędzia techniczny podnosi tabliczkę z numerem dziewięć. Z boiska schodzi jedna z legend islandzkiej piłki – 35-letni Arnór Guðjohnsen. Siedemnastoletni blondas, który za moment go zmieni, to… Eiður. Eiður Guðjohnsen. Syn zastąpił ojca. 

Wielu ojców w mniej lub bardziej eksponowany sposób marzy o tym, żeby syn poszedł w ich ślady. W piłce również jest to rzecz nienadzwyczajna. Ba, tradycja może trwać przez pokolenia. Wystarczy wspomnieć wspaniały ród Maldinich, z których najmłodszy – Daniel – w lutym, śladami ojca i dziadka, zadebiutował w pierwszej drużynie AC Milan. To jednak Arnór i Eiður zapisali unikalną kartę w historii, kiedy ich kariery zazębiły się na najwyższym, międzynarodowym poziomie.

– Rozglądasz się po szatni reprezentacji i kilka miejsc dalej widzisz swojego syna. To było niesamowite uczucie – wspomina Guðjohnsen senior.

I absolutnie nie był to przypadek. Arnór Guðjohnsen wymyślił to sobie już kiedy jego syn miał osiem lat. To znaczy zamarzył, że zagra w kadrze razem z nim, ale do tego nigdy nie doszło. Islandzki związek ustalił, że symboliczne spotkanie musi odbyć się w Reykjavíku. Sam prezydent federacji, Eggert Magnússon, zabronił trenerowi pozwolić im grać razem na obcej ziemi. Niestety, miesiąc po wspomnianym meczu z Estonią, Eiður w meczu U-18 z Irlandią doznał fatalnej kontuzji kostki. Na boisko nie wyszedł przez dwa sezony, a jego ojciec w międzyczasie zakończył karierę.

Do historycznego, planowanego od lat meczu nigdy nie doszło. 

– To było okropne. Do tamtego momentu pracowałem bardzo ciężko i wszystko szło po mojej myśli. To była straszna kontuzja, którą złapałem na samym początku kariery, ale nigdy nie zwątpiłem w to, że wrócę i będę jeszcze silniejszy. Zarówno ja, jak i tata, byliśmy rozczarowani, że przez niefart nie wyjdziemy w jednym meczu reprezentacji. To największe rozczarowanie w mojej karierze. – mówi Eiður.

Arnór też był niezłym piłkarzem. Szczególnie dobrze wspominają go kibice Anderlechtu, gdzie spędził siedem owocnych sezonów. W ich barwach grał w Pucharze Mistrzów czy Pucharze UEFA. W 1986 roku, we wstępnej tych pierwszych rozgrywek, swoimi bramkami odesłał do domu Górnik Zabrze z Andrzejem Iwanem czy Janem Urbanem. W reprezentacji Islandii zagrał ponad 70 meczów, ale Eiður i tak przyćmił go swoją legendą.

Co ciekawe, to absolutnie nie jest koniec piłkarskiego rodu Guðjohnsenów. Drugi z synów Arnóra, brat przyrodni Eiðura – Arnór Borg Gudjohnsen – gra w rezerwach Swansea City. Piłkę kopią też dwaj synowie samego Eiðura – Andri i Sveinn Aron. Pierwszy ma 18 lat i gra w juniorach Realu Madryt. Jego umiejętności możecie sprawdzić na video poniżej. Kawał chłopa. Drugi – cztery lata starszy – jest piłkarzem drugoligowej włoskiej Spezii Calcio.

Kto wie, może jeden z nich osiągnięciami i umiejętnościami przebije i ojca, i dziadka?